Tytuł: Dziesięć tysięcy drzwi
Tytuł oryginału: The Ten Thousand Doors of January
Autor: Alix E. Harrow
Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski
Wydawnictwo: IUVI
data premiery: 27 maja 2020
liczba stron: 464
kategoria: Fantastyka, fantasy, science fiction
Moja ocena: 9/10

Książki mogą pachnieć łatwą rozrywką albo żmudnymi badaniami, literacką maestrią lub domagającymi się rozwiązania zagadkami. Ta, którą miałam teraz przed sobą, nie pachniała jak żadna inna książka, z którą się wcześniej zetknęłam. Roztaczała wokół siebie aromat cynamonu i węglowego dymu, katakumb i iłu. Parnych wieczorów nad brzegiem morza i skwarnych, śliskich od potu południ przeczekiwanych w cieniu palmowych liści. Pachniała, jakby spędziła na poczcie więcej czasu niż jakakolwiek inna paczka, krążąc całymi latami po całym świecie i po drodze nasiąkając kolejnymi warstwami zapachów niczym włóczęga zakutany w zbyt wiele ubrań. Pachniała, jakby ktoś w jakichś dzikich ostępach odnalazł istotę przygody, wydestylował z niej najprzedniejsze wino, a potem skropił nim każdą ze stron książeczki.

Zaczęłam tym razem nietypowo, bo od cytatu pochodzącego z książki „Dziesięć tysięcy drzwi” Alix E. Harrow. Musicie przyznać, że już tylko sam ten cytat zachęca do sięgnięcia po tę opowieść. A sięgnąć warto, bo jest to książka wyjątkowa. Wypełniona po brzegi cudownymi opisami świata, niemożliwymi do ogarnięcia ludzkim rozumem podróżami i jedynymi w swoim rodzaju emocjami. A także wieloma, równie ciekawymi jak powyższy, cytatami.

January Scaller mieszka w rezydencji pana Locke’a, dla którego pracuje jej ojciec. Nie widują się z tatą często, bo ten jeździ po świecie w poszukiwaniu unikalnych przedmiotów, które będzie mógł sprzedać jego pracodawca. Córka cały czas jest pod opieką człowieka, którego z jednej strony traktuje jak bliską osobę, z drugiej, czuje się jak jeden z jego eksponatów. Ignorowana i nie na miejscu. January jest bardzo rozbrykana jako dziecko. Jej opiekunowi nie podoba się to, że ciągle pakuje się w kłopoty. Cały czas jej powtarza, że ma być grzeczną, ułożoną dziewczynką. I January taka się staje. A mimo to nadal czuje się obco. Jest bardzo samotna i zamknięta w sobie. Wszystko się zmienia, kiedy w jej ręce wpada tajemnicza książka, odkrywająca przed nią nieznany, fascynujący świat. Dzięki lekturze January przenosi się do miejsca zupełnie różnego od tego, które zna. Poznaje smak prawdziwej przygody, niebezpieczeństwa, miłości. A furtką do tego wszystkiego okazują się być sekretne drzwi, które jako mała dziewczynka miała okazję zobaczyć na własne oczy. Teraz zakopane głęboko wspomnienie daje o sobie znać. January zaczyna rozumieć, że jej własny los jest powiązany z historią, którą właśnie czyta. Jak skończy się jej zadziwiająca przygoda?

Przekonacie się, kiedy przeczytacie tę powieść. Powiem więcej, musicie ją przeczytać. Nie tylko ze względu na tajemnicę, jaką w sobie kryje. Nie tylko dlatego, że to wspaniała historia. Ale też dlatego, że została cudownie opisana. Język, jakim posługuje się autorka jest niezwykle barwny, plastyczny, sugestywny. Kunsztowny wręcz. Jednocześnie pióro Harrow jest lekkie i książkę czyta się bardzo przyjemnie. Autorka ma talent do opowiadania i to doskonale widać w tej powieści. Uwagę przyciągają nie tylko szczegółowe i malownicze opisy, ale też ekspresyjny sposób przedstawiania ludzi i ich emocji. To wszystko stwarza niezapomniany klimat. Tytułowe „drzwi” będące wątkiem fantastycznym tej powieści i w sensie dosłownym przenoszące do innego świata, mogą stanowić również odniesienie do postrzegania wielu spraw. Zmiana sposobu widzenia tych samych problemów, pozwala zobaczyć inne możliwości działań, alternatywne opcje. Ta książka zostawia przestrzeń do wielu przemyśleń. I to, oprócz niesamowitego jej klimatu, jest jej największym atutem. Doceniam również poruszenie przez autorkę wątku problemów społecznych początku XX wieku. Roli kobiety w społeczeństwie i problemu rasizmu. January jest mulatką i nijak nie potrafi wpasować się w panujące normy. Chociaż bardzo się stara i nawet jest podopieczną jednej z najbogatszych osób, nie jest w stanie dorównać bogatym białym ludziom pod żadnym względem. Nawet mimo starań pana Locke’a, który chce zrobić z niej damę. January nie wie, kim jest w tym świecie. Czuje się jak zwierzątko, zabawka, dodatek do pana Locke’a. Tak też jest postrzegana przez znajomych swojego dobrodzieja. Dziewczyna wyrasta na silną, pewną swoich przekonań, niezależną, śmiało sięgającą po swoje marzenia kobietę.

Istnieje tylko jeden sposób, by uciec z własnej historii – możemy tego dokonać jedynie, wślizgując się do historii kogoś innego.

Inną zaletą tej książki jest jej struktura. Mamy tu do czynienia z książką w książce, czyli z tak zwaną powieścią szkatułkową. W jednym momencie narratorką jest January, by zaraz potem stała się nią bohaterka książki, którą czyta dziewczyna. Co ciekawe, książka, którą tak zachwyciła się January nosi tytuł „Dziesięć tysięcy drzwi”. Co jeszcze ciekawsze, w części dotyczącej January przemawia do czytelnika narrator pierwszoosobowy, by zaraz potem wraz z opisywaniem losów Adelaide Lee Larson zmienić się na narratora trzecioosobowego. Bałam się, że taki zabieg na dłuższą metę się nie sprawdzi, ale tylko ułatwiał przeskakiwanie z opowieści do opowieści, z jednego świata do drugiego i z powrotem. Jak łatwo się domyślić, jest to opowieść wielowątkowa. Mogę się pokusić nawet o stwierdzenie, że to powieść wielogatunkowa. Łączy w sobie cechy powieści fantastycznej, przygodowej, literatury pięknej. Nieobcy jej jest też wątek romantyczny. „Dziesięć tysięcy drzwi” to nie tylko podróż w nieznane, to też, a może przede wszystkim, podróż w głąb siebie. Stopniowe odkrywanie siebie i swojego miejsca w świecie, nabieranie pewności siebie, dorastanie, dążenie do niezależności i wolności. Książka chociaż zostawia sporo przestrzeni dla własnych refleksji, jest przepełniona przemyśleniami. Pełno w niej prawd życiowych i inspirujących cytatów. Jest też wypełniona po brzegi emocjami. Znalazło się w niej miejsce na niepewność, strach, rozpacz i ból, ale są też odwaga, wiara w siebie, łzy szczęścia i ogromnej radości. Jest miłość i nienawiść, zaufanie, oddanie, przyjaźń, dodająca odwagi i otulająca jak ciepły koc. Jest też tragiczna w skutkach rządza władzy. I wreszcie, jest magia, tajemnica i emanujący z każdej strony zachwyt nad światem.

Nie każdą historię można opowiedzieć. Czasami opowiedzenie jej jest równoznaczne z kradzieżą. Kradniesz wtedy jakąś część jej tajemnicy.

Książka rozkręca się raczej wolno. Nie jest też łatwą lekturą, przyjemną owszem, ale ciężko się w nią wgryźć. Warto jednak przebrnąć przez trudne momenty, aby czerpać z niej całe zawarte w niej piękno. Ja jestem tą książką oczarowana i bardzo polecam ją wszystkim, którzy szukają w literaturze czegoś niestandardowego. Dajcie się skusić i otwórzcie jedne z dziesięciu tysięcy drzwi. Za nimi czeka na Was coś niesamowitego.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu IUVI.